REPORTAŻE

Na południe od Wałbrzycha -  grudzień 2015

            Są takie miasteczka, gdzie czas zatrzymał się w miejscu. Ich mieszkańcy żyją nadal, borykając się z trudami dnia codziennego. Chełmsko Śląskie – miejscowość zapomniana przez Boga. Jednak nie przez turystów. Z roku na rok przybywa ich coraz więcej. Sporo ciekawskich "trekkerów"  pragnie, chociaż przez chwilę, znaleźć się w skansenie i poczuć zapach upływu czasu. Tu pachnie ksylamitem. Osiem stuleci liczy sobie Chełmsko Śląskie.
Domki Tkaczy stanowią główną atrakcję tutejszej wioski. Dla przeciętnego zwiedzającego, urbanistyka tego miejsca to kompletna ruina. Koneserzy historii twierdzą inaczej. Niemieccy kupcy nazywają miasteczko perłą barokowej architektury, co miesiąc ukazuje się w Hamburgu chełmska gazeta w języku niemieckim. Gazeta wypędzonych o tematyce tej ziemi. Artyści kręcą tu filmy. "Na północ od Kalabri" w reż. Marcina Sautera, "Dom Pirków" Grażyny Popowicz.Tu Gerhard Hauptmann, zainspirowany wybuchłym wielkiego buntu w XVIIIwieku, stworzył dramat "Tkacze", za którego otrzymał Nagrode Nobla. 

             W maleńkich izbach tkaczy tętni życie, podglądamy je ukradkiem przez małe okienka. Ten, kto zatrzyma się na dłużej, usłyszy niesamowitą historię o ludziach zamierzchłych czasów. Dlatego tu wracamy. Za każdym razem odkrywamy nowe oblicza tejże mieściny.
             Na pierwszy rzut oka, bywa różnie. Gdy jest sjesta, panuje pustka, podobnie w upalne dni. Wieczorami życie toczy się na ulicach, ławeczkach, przy sklepiku monopolowym, tudzież na posesjach właścicieli drewnianych chałup. Co zaskakuje, to czystość i otwartość tubylców. Może i ruina, może nostalgia, ale są odcienie szarości i barwne opowieści. Tu jest życie. Bardzo subtelne delikatne tętno przeszłości, a na twarzach mieszkańców uśmiech. Oni są szczęsliwi.

             Sierpień 2015. Upalny dzień. Do Chełmska trafiamy przypadkiem. Zresztą przypadek jest podobno najlepszym zrządzeniem losu. W miarę im mniej oczekujemy w stosunku do koncepcji fotograficznej, tym bardziej prawdziwy i zaskakujący staje się efekt końcowy. Tych zdjęć nie planowałam. Nie wiedziałam, że spotkam tych ludzi, nie miałam zamiaru niczego pokazywać, nie zabrałam lustrzanki.
 Na rogu kamienicy, zatrzymuje nas pan Franek, wraz ze swoją sąsiadką. Częstują papierosem, uśmiechają się, zagadują, wskazują nam szlak, którym powinniśmy iść. Zaczynają opowiadać. W 45 roku przywieźli ich tu Sowieci z Lwowa. Od tego czasu musieli być posłuszni władzy Stalina. Robiliśmy, co nam kazano by przeżyć. Ten, kto stanowił swoje prawo był zdrajcą. Tamtej zimowej nocy był silny mróz, przyszli po mnie do domu i kazali wyciągać ciała rozstrzelanych ofiar z pobliskiego stawu. Nie protestowałem. Wyszedłem po cichu, zanurzyłem się w wodzie, nie zdejmując ubrania. Cemność. Nic nie było widać. Czułem jak ciągnę za nogi ciała małych dzieci. Było nas kilka osób. Do świtu wyciągnęliśmy wszystkich zamordowanych. Sowieci tak robili. Potem zachorowałem na zapalenie płuc. Długo się leczyłem.
Sąsiadka Franka uśmiecha się do nas. Widzi Pani, dzisiaj są gorsze czasy- kontynuuje. Przeżyliśmy swój horror, ale zawsze, my ludzie trzymaliśmy się razem. Wśród swoich każdy był bezpieczny. Chcieliśmy przetrwać i wiedzieliśmy, że to się uda tylko żyjąc we wspólnocie i pomagając sobie wzajemnie. Dzisiaj strach pomyśleć, co będzie z naszymi dziećmi. Nasze miasto kipiało życiem, dzisiaj nic tu nie pozostało, prócz tych kamienic. Wtedy się żyło na jednej ulicy, ona była naszym domem. Serdeczność, przyjaźń…Teraz nasze dzieci musiały stąd uciec i nie mają do czego wracać. W szkołach przemoc, narkotyki. Jak jest dzisiaj, pytamy? My zawsze trzymamy się razem, i tak pozostanie – odpowiadają oboje. Czas nauczył nas szacunku do drugiego człowiek, do tej ziemi i życia.

...

Adam Antas – zwany Don Kichottem, mieszka w kamienicy w Rynku, na samej górze. W Izbie tkaczy sprzedaje wyroby lniane, jako właściciel. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jego żona z Błażejowa, codziennie piecze Bombę Apostoła – przepyszne ciasto o tajnej recepturze na bazie piernika. I tak będzie je piekła do końca życia – mówi Adam.  Rozpoznaje nas z daleka i wita z radością.Recytuje wierszyki. Na sobie ma prawdziwe lniane odzienie tkackiego chłopa. W swoim ogrodzie skrywa "cudowne" źródełko. Jeśli zanurzysz w nim palec, będziesz żył aż do śmierci- przekonuje! Takiej okazji nie przepuszcza żaden odwiedzający. Adam kolekcjonuje stare pocztówki Chełmska. W swoim albumie mieści ich setki Wiele wie o polityce i nieprawidłowościach władz gminy Lubawka. Jego anegdoty i opowiastki nie mają końca. Wydaje się jakby był tu od zawsze. Tymczasem przyjechał z daleka - spod Sącza i został.

           Za Niemca Chełmsko (Schömberg), miało wypożyczalnię samochodów – opowiada- 7 hoteli, 2 banki, 300 -stu letnią bibliotekę, muzeum miejskie, skocznie narciarską, tory saneczkarskie, 2 CPN-y, info centrum, diabelski młyn. Funkcjonowała tu królewsko-pruska Średnia Tkacka Szkoła Zawodowa, kręgielnia, 3 kościoły, 5 fabryk lniarskich i 4 osiedla tkaczy. W dziewięciu masarniach trwała produkcja kiełbasy, którą wywożono do Niemiec „koleją kiełbasianą”. Adam, do dzisiaj zna tajną recepturę wędzenia na jodłowych szyszkach. Wiedzą o niej jeszcze Niemcy w Hamburgu. Wyroby lniane eksportowano do Rosji, Ameryki, Wiednia i Triestu. Amerykańscy kowboje chadzali w naszych koszulach! 

            W 46 roku przyszedł Polak i zabrano nam prawa miejskie. Nastało dziesięciolecie bez władz. Rozpad. Nienawiść do Niemców przyczyniła się do dewastacji tego, co pozostawili po sobie. Dzisiaj w Chełmsku nic już nie zjesz, nie napijesz się kawy, z wyjątkiem izby Don Kichotta. Jadąc tu na wycieczkę dobrze zabrać swoje kanapki .Zatankować trzeba w Lubawce, bądż Krzeszowie. Drogę powiatową do Czech oddziela szlaban. Nad nim można ujrzeć przelatującego czarnego bociana, kilka dziur w asfalcie. Każdy, kto pracuje w Czechach, ma klucz do rogatki. Najpiękniejszy obiekt, dom Szuberta, został niedawno zamurowany i grozi zawaleniem. Ludzie mieszkają tutaj w kamienicach, które ciągle podlegają pod listę zabytków w Polsce. Remontują je na własną rękę. Kto na to pozwala? Wojewódzki Konserwator Zabytków.Bywa tutaj raz na trzy lata. Na większość się zgadza. Nie powinien nas tutaj zaskoczyć widok spacerującej krowy w centrum miasteczka ani biegające kury. Najbogatsza jest dzwonnica, 24 karatowa, ze szczerego złota  – od niedawna ma swoje serce – zegar. Jest nowy ołtarz i nowy dach w Kościele Św. Anny. W końcu jesteśmy na szlaku Cystersów, uśmiecha się Adam.
 Dawniej tkacze oddawali 80 % swoich dochodów kościołowi. Nasz wielebny dba o swój lud a ten zawsze pozostaje oddanym sługą. Żywa szopka na Wigilię, kiermasze i stragany. Parafia żyje swoim rytmem, jak za dawnych czasów świetności. Mieszkańcy co niedzielę wychodzą tu spacer.

            Droga krzyżowa do Kaplicy Świętej Anny, prowadzi przez łąki i pola. Las usłany jeżynami i ciszą. Daleko od drogi. Daleko od cywilizacji. Chwila zadumy nad tym, co ważne, co było, jest i co nadejdzie. Wkoło lasy i półki skalne, z widokiem na horyzont Dolnego Śląska.Tu wojna zrobiła swojeZegar tyka od 15 lat, czas ruszył ponownie, opowiada. Wraz z nim, zmienia się powoli myślenie mieszkańców. Co się stanie z Chełmskiem, pytamy z przejęciem? Dwadzieścia lat jeszcze minie, zanim ludzie zrozumieją, co mają, drugie dwadzieścia, jak o swoje zadbają. Nie wiem czy tego doczekam- kwituje Adam.

tekst i foto: Patrycja Szuman


Wszelkie prawa do rozpowszechniania, wykrzystywania treści oraz zdjęć bez zgody autora - zabronione. 



Pamiątkowe zdjęcie z panem Frankiem i jego sąsiadką. Sierpień 2015

Zbiór starych pocztówek Adama Antasa. Sierpień 2015 

mieszkańcy Chełmska Śląskiego. Sierpień 2015 

 zabytkowe kamienice Chełmska. Sierpień 2015



Ruiny w Rynku Chełmska Śląskiego. Obiekt dostępny na sprzedaż. Sierpień 2015

Dawny Szpital Chełmski.Obecnie budynek mieszkalny. Sierpień 2015

Adam Antas- Chełmski Don Kichott w swoim ogrodzie na kawie. Domki Tkaczy. Sierpień 2015



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.